Niczego nie mają, wszystko muszą sobie
dokłamać, dozmyślać, dośpiewać. 
(M. Witkowski, “Lubiewo”)

Zanim porozmawiamy o Polsce, przenieśmy się na weneckie Lido. To tam starzejący się pisarz, Gustav von Aschenbach wypatrzył na plaży chłopca o imieniu Tadzio. 

Długowłosy, co najwyżej czternastoletni chłopak, jak “ze zdumieniem zauważył Aschenbach”, był “skończenie piękny”. Thomas Mann, autor tej opowiedzianej w “Śmierci w Wenecji” sceny, opisuje widzianego oczami von Aschenbacha Tadzia, jakby ten był grecką rzeźbą, która “przy czystej doskonałości formy posiadała tak niepowtarzalnie osobisty czar, że widz miał wrażenie, iż ani w naturze, ani w plastycznych sztukach nie spotkał nic równie szczęśliwie udałego”.

Homoerotyczne pożądanie von Aschenbacha - i samego autora, który sporo własnych doświadczeń włożył w to opowiadanie - było oczywiście czytelne dla wszystkich. Bardziej gejowsko - jakbyśmy jeszcze niedawno powiedzieli - się nie dało. “Śmierć w Wenecji” stała się opowiadaniem-legendą, tekstem otwierającym spisy najważniejszych dzieł LGBT, docenianym, ekranizowanym i po dziś dzień czytanym.

Powstaje jednak pewna wątpliwość - czy estetyzacja, mitologizacja i sam autorytet autora, twórcy wielkich dzieł jak “Buddenbrokowie”, czy “Czarodziejska góra” - nie przysłaniają nam rzeczywistego przebiegu tej sceny? Oto śliniący się stary dziad i chłopiec, dziecko jeszcze. Czy to historia jak z “Lolity” Nabokova? 

Bohaterka powieści amerykańskiego pisarza była “ogniem lędźwi” Humberta Humberta. Tadzio u Manna jest “prawdą serca” von Aschenbacha. Dopiero w XXI wieku, w powieści “Mój mały zwierzaku” Marieke Lucas Rijneveld pokazał, że za mitem i estetyczną zasłoną, dzieje się tragedia. Napisanie tej historii tak, jak naprawdę ona wygląda, ujmuje czar i przypomina nam o tym, że literatura przez lata nie służyła do opowiadania tego, jak świat wygląda, ale jak chcą go widzieć uprzywilejowani mężczyźni. Jako świat poddany ich pragnieniom.

Literatura “gejowska”, czy “elgiebetowa” - problemem nazewnictwa zajmiemy się później - przez dziesiątki lat próbowała nie mówić wprost o przemocy, której doświadczamy - od obcych, ale też “swoich”. Dużo łatwiej było odwołać się do świętych figur (Sebastian), czy antycznych kochanków (Antinous), niż stworzyć mięsisty opis niełatwej codzienności osób nieheteronormatywnych. 

Pewnie dlatego takim przełomem w 2004 roku było “Lubiewo” Michała Witkowskiego. Był to przełom niezwykły, bo odbywał się na poziomie zaproponowanej estetyki, języka jak i opowiedzianej historii. Witkowski postanowił pokazać świat “ciot”, grupy pogardzanej i wyszydzanej, która z pogardy i szydery zrobiła swój własny oręż. Nic bardziej queerowego niż przegięcie. I nic bardziej kampowego niż codzienna maskarada, przyjmowanie ról, funkcjonowanie między pełnym przemocy i niedostatku światem codziennym, a tym z pikiety, spod grzybka, który - żeby jakoś wytrzymać takie życie - trzeba było opowiedzieć jako barwny mit. Witkowski opowiedział ten mit tak udanie, że dla wielu jego książka stała się wręcz podręcznikiem “bycia ciotą”. Czasem się zastanawiam, czy naprawdę tacy umieliśmy być przed Michaśką? “Lubiewo” trafiło do mainstreamu, co na początku XXI wieku było jeszcze rzadkością w przypadku “tęczowej” literatury. Powieść Witkowskiego zwróciła też uwagę osób czytających na inne dzieła “gejowskie”, jak choćby “Rudolfa” Mariana Pankowskiego. Ta wydana w 1980 roku w Londynie powieść to historia przyjaźni między Polakiem, profesorem uniwersytetu, więźniem obozu koncentracyjnego i Niemcem, byłym żołnierzem Wehrmachtu. Niezwykły dukt języka Pankowskiego to dzisiaj dla czytelników pewnie wyzwanie, ale warte podjęcia. 

Jak udowadniają na niemal tysiącu stron redaktorzy “Dezorientacji. Antologii polskiej literatury queer”, polska literatura pełna jest queerowych, nienormatywnych wątków. I powoli zaczyna mówić o tematach, które do tej pory były w niej nieobecne. Sylwia Chutnik w “Tyłem do kierunku jazdy” opowiedziała historię Magdy, jak mówiła w jednym z wywiadów autorka - “transpłciowej kobiety, która zdecydowała się na tranzycję. Wydawało jej się, że teraz życie się ułoży, ale nadal jest trudno”. O odkrywaniu własnej, niekoniecznie gejowskiej, czy lesbijskiej, a niebinarnej tożsamości opowiedziało zaś Anouk Herman w powieści “Nigdy nie będziesz szło samo”. Herman to pierwsza osoba, która publicznie określa się jako niebinarna, która napisała powieść, do tego wydaną u jednego z największych polskich wydawców. 

Dawniej szukaliśmy “gejowskich wątków”, “lesbijskich metafor”, z czasem zaczęliśmy dostrzegać, że człowiek bywa bardziej skomplikowany w swojej tożsamości. Ale żeby do tego dotrzeć musieliśmy przejść przez wiele faz opowiadania o nim. Dzisiaj już nie ma literatury LGBT - postaci nieheteronormatywne pojawiają się w dziesiątkach książek pisanych przez osoby o różnych tożsamościach. “Tęczowe” osoby twórcze piszą zarówno o “naszej historii”, jak i tematach - pozornie - z “nienormatywnością” nie mających nic wspólnego. 

W 2022 roku Joanna Ostrowska za “Onych. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej” zdobyła nagrodę Nike od czytelników, a Edward Pasewicz za “Pulverkopfa” otrzymał wrocławską nagrodę Angelus. Na początku 2023 roku Grzegorz Piątek zdobył Paszport “Polityki”. Choć jego książki opowiadają o odbudowie Warszawy, czy budowaniu miasta (i mitu) Gdyni, opowiadają też o pewnej idei, która w Polsce nigdy w pełni się nie wykształciła - micie modernizacji. Rosnąca w siłę prawica, fake-newsy, zamknięcie społeczeństwa w bańkach, rządowo sponsorowana transfobia… plagi plenią się w naszym polskim ogródku. Nie wiemy, czy żyjemy w kolejnych międzywojniu, czy jednak idziemy w kierunku postępu, “cywilizacji”, “nowoczesności”. 

ZOBACZ DEBATĘ Z JOANNĄ

Jedną z najważniejszych cech literatury jest jej “światotwórczość”, czyli zdolność do opowiadania innych rzeczywistości. Mieści się w tym zarówno Ziemiomorze, czy Shire, jak i Polska bez homofobii. Bajkę o queerowym Wałbrzychu opowiedział Paweł Soszyński w monodramie “Mary Poppers”, który znalazł się w ‘„Teo. Dramatach”, antologii dzieł zmarłego niedawno krytyka i dramaturga. Pisze w nim Soszyński;


“Chcę wam opowiedzieć o Wałbrzychu z czarnego brokatu, który rozlewa się wokół owłosionych ud, o różu, który drąży skórę do kości, o koronkach, które biorą się z mgły, o cekinach z fontanny na głównym rynku i dzwonnicach tak nisko zawieszonych, że jest to powód do dumy, bo uderzają o przypory kościołów. Przemykamy pod waszymi oknami jak zielona trawa, która znów staje się szara, zanim nawet obejrzycie się za urlopem. Czy wiecie, że Wałbrzych jest tęczową stolicą Śląska?”


Soszyński pomaga nam wyobrazić sobie to, o co walczymy. Niemal dwadzieścia lat temu, lektura “Lubiewa” Witkowskiego sprawiła, że zamiast cieszyć się radosnym, “gejowskim” życie, jakie mnie czeka, drżałem z przerażenia - czy ja też stanę się taki jak oni? Cioty Witkowskiego przecież żyją życiem dramatycznym, a jedynie w fantazji ich chudoba staje się bogactwem. Potrzebowałem radosnej bajki, która mi pomoże uwierzyć w to, że będzie lepiej. Potrzebowałam, by ktoś mi to “dokłamał, dozmyślał, dośpiewał”. Dzisiaj potrzebuję jednak też tego, byśmy uważnie czytali bajki, które sobie opowiadamy. I dostrzegali przemoc, którą próbowaliśmy zakryć pięknie tkanymi frazami, jak choćby te u Thomasa Manna. 

Z jednej strony potrzebujemy mitu tęczowej wspólnoty, po to by ona się urzeczywistniła. Z drugiej nie możemy zapominać, że same i sami bywamy sprawcami przemocy, a tęczowa flaga często nam służy za zasłonę dymną. Pisze o tym fantastycznie Carmen Maria Machado we wstępie do powieści "W Domu Snów": “przemoc domowa pomiędzy partnerami lub partnerkami dzielącymi tożsamość genderową nie jest ani niemożliwa, ani rzadko spotykana i że może przybrać mniej więcej taką formę. Przemawiam w ciszy. Ciskam kamień mej historii w rozległą szczelinę; ledwo słyszalny dźwięk, jaki wydaje, jest miarą pustki”.

W tęczowym raju nie możemy zamykać oczu na wpadające do niego kamyki. Dlatego na koniec wiersz przypominający, że budowanie wspólnoty to trudna i męcząca robota. 

Ada Rączka


chcę

chcemy

chciałośmy

chciałośmy się

chciałośmy się policzyć

chciałośmy się policzyć i obrysować


zaczynamy od


                        dlaczego jesteśmy zmęczone?



*

Przywoływane przekłady:
Thomas Mann, “Śmierć w Wenecji”, tłum. Leopold Staff
Carmen Maria Machado, “W Domu Snów”, tłum. Łukasz Błaszczyk
Vladimir Nabokov, “Lolita”, tłum. Robert Stiller