Zaryzykuję stwierdzenie, że bardzo stereotypowa. Chłopak lub mężczyzna miał seks z dziewczyną, względnie kobietą. Nie zabezpieczyli się - albo celowo, albo wydawało im się, że stosunek przerywany to metoda zapobiegania zapłodnieniu. No albo jakaś antykoncepcja była i zawiodła. Zsunęła się prezerwatywa, może pękła. A może poszło coś nie tak z tabletkami, plastrami, krążkami czy inną metodą hormonalną. Albo myśleli, że są niepłodni i do ciąży potrzebna jest jakaś metoda wspomagania. No i jeszcze kilka scenariuszy mogłabym napisać, na pewno nie wypełniłam wszystkich.
Ale chodziło mi o pewien konkretny element tej układanki - heteronormatywną charakterystykę seksu, który miał miejsce. No bo jeżeli ma być ciąża, która powstaje w wyniku seksu, to nie ma innej możliwości niż to, że doszło do stosunku waginalnego, do penetracji waginy penisem. Oczywiście nadal pozostaje całe spektrum metod wspomaganego rozrodu - inseminacja lub in-vitro na przykład.
A jednak mimo tego wąskiego zakresu stosunków seksualnych, które mogą skutkować ciążą, zakres osób, które taki seks mogą mieć, nie jest tak wąski, jak go zakreśliłam na początku zgadywania waszych skojarzeń.
Bo kiedy pisałam o chłopaku i dziewczynie, o mężczyźnie i kobiecie, którzy najczęściej przychodzą nam do głowy jako pierwsi, to miałam na myśli heteroseksualnego cis-mężczyznę i heteroseksualną cis-kobietę.
To wyobrażenie może pójść dalej. Wyobraźmy sobie sytuację, w której wspieramy taką osobę w aborcji. Powiedzmy, że jest to wsparcie udzielane w takiej formie, że mamy się z tą osobą spotkać i opowiedzieć jej o możliwościach przerwania ciąży, jakie istnieją w jej sytuacji. Umawiamy się z osobą na spotkanie. Kogo się spodziewamy? Dziewczyny, kobiety. Czytamy wiadomość lub słyszymy przez telefon „to my będziemy tu i tu o tej i o tej”. Kogo się spodziewamy? No jeśli mają przyjść razem, to na pewno musi być ta dziewczyna, kobieta i jakiś facet, no para raczej, pewnie ogarniają to razem.
To jest normalne, naturalne. Wiele razy miałam dokładnie tak samo. I większość osób, które wsparłam przez te wszystkie lata pomagania w aborcjach to były cispłciowe dziewczyny - określały się w rodzaju żeńskim i taką miały ekspresję. Czy były koniecznie heteroseksualne? No tego już wiedzieć nie mogę. Część z nich była na pewno biseksualna, panseksualna, na pewno zdarzyły się też lesbijki. Nigdy ich o to nie pytałam. Z czasem też w ogóle przestałam sobie wyobrażać tę stereotypową cis hetero parę (oczywiście niekoniecznie w relacji czy związku), która przyjdzie razem albo nie.
Zaczęłam myśleć o tym w kategoriach osoby, która potrzebuje pomocy. Tego wymagało ode mnie nie tylko to, jakie wartości towarzyszą mi w pomaganiu w aborcjach. Ale przede wszystkim to, że jestem też, być może nawet przede wszystkim, osobą nieheteronormatywną i sojuszniczką innych osób nieheteronormatywnych.
I skoro mówię głośno o tym, że „hej, lesbijki mają aborcje”, „hej, osoby różnych płci mają aborcje”, „hej osoby trans mają aborcje” itp., to najpierw musiałam zrobić inne kroki.
Przede wszystkim zinternalizować, że lesbijki mają seks, z którego mogą zajść w ciążę i że seks ten może być konsensualny. Może to być seks z mężczyzną, może to być seks z osobą niebinarną, wreszcie może to być seks z kobietą trans.
Muszę zinternalizować, że osobą, która potrzebuje aborcji może być osoba niebinarna, która nie utożsamia się wyłącznie z płcią żeńską, albo w ogóle żadną, albo w ogóle nie uznaje płci jako takiej i jej tożsamość nie ma z nią nic wspólnego.
Muszę zinternalizować, że w ciążę może zajść chłopak, mężczyzna trans, który miał seks z innym cis mężczyzną albo kobietą trans. Orientacja seksualna tych osób może być w zasadzie każda.
I potem jest ten najważniejszy krok. Czyli to „spotkanie”, na które najczęściej jednak przychodzi ta cis dziewczyna czy kobieta. Ale nie zawsze. I kiedy mam już zinternalizowane to, co powyższe, kiedy już głośno powiedziałam to kontrowersyjne „nie tylko cis hetero kobiety mają aborcje” - jestem w absolutnej otwartości i „gotowości” na to, kto do mnie po to wsparcie przyjdzie.
Kiedyś wydawało mi się, że najtrudniejsze będzie w tym „niezakładanie” niczego na temat stosunku tej osoby do ciąży - jako takiej i tej konkretnej. Ale to nie jest do końca tak. Nigdy nie należy zakładać niczego na temat ciąży osoby, którą wspieramy. Nawet tego, czy jest to ciąża „chciana”. Bo ona mogła być chciana, ale już nie jest. A może być nadal chciana, ale „niemożliwa” do kontynuowania. Może być związana ze złością, bo kiedyś bardzo się chciało a się nie udawało, a teraz jest, nie roni się, można donosić, mieć dziecko, ale się decyduje, że nie, ta ciąża się zakończy. Wiele cis kobiet bywało złych na swoje ciało, na swój organizm, na swoją (nie)zdolność reprodukcji i brak możliwości całkowitej kontroli nad nim. To może być też wymarzona i wyczekana ciąża z in-vitro, którą osoba decyduje się przerwać, a powodów takiej decyzji może być mnóstwo. Pamiętam rozmowę z lesbijką, która była w ciąży a zarodek powstał z komórki jajowej jej partnerki i anonimowego dawcy. Rozstały się i ta, która była w ciąży nie chciała jej donosić i urodzić dziecka, które genetycznie byłoby dzieckiem jej partnerki, byłoby to dla niej zbyt bolesne.
No, ale wracając do tych „problemów z ciałem” - no to jeśli cis kobiety mogą mieć ten problem, to co dopiero osoby queerowe, niebinarne, trans mężczyźni? Przychodzi myśl, że to przecież musi być sto razy trudniejsze. Czy musi? Nie można tego zakładać. Przez ten cały czas, w którym wspierałam osoby w aborcji, widziałam szerokie spektrum stosunku osób nie cosheteronormatywnych do swojego ciała, do płodności, do ciąży. Oczywiście są osoby, które doświadczają bardzo silnej dysforii, dla których samo posiadanie macicy czy miesiączkowanie jest bardzo trudne. Ale są też takie, które akceptują tę część funkcjonowania swojego organizmu i ciąża jako „ostateczny dowód fizjologicznej kobiecości” ich ciał nie jest w tym kontekście problemem.
I dlatego jestem zdania, że nie ważność i wrażliwość w pomaganiu queerowym osobom w aborcji nie polega wcale na założeniu, że tym osobom jest zawsze co do zasady trudniej niż cis hetero kobietom. Bo może być bardzo różnie. Takie założenie może być tak samo krzywdzące dla niektórych osób, jak krzywdzące dla innych będzie nieuwzględnianie ich nieheteronormatywności.
To, że osoba przychodzi po wsparcie w aborcji nie mówi nam nic ponad to, że zdecydowała się nie kontynuować tej konkretnej ciąży. Nie mówi nam nic o jej orientacji, tożsamości, stosunku do ciąży jako takiej, tego z kim i dlaczego miała seks, czy ma albo chce mieć dzieci. Na część z tych pytań nigdy nie poznajemy odpowiedzi.
Pytanie, które zadać musimy jest w zasadzie jedno „czego w tej sytuacji potrzebujesz”? Zadawajmy je bez założeń i z autentyczną otwartością i gotowością na każdą odpowiedź.