29 listopada o godzinie 14:00 w warszawskim Sądzie Rejonowym na alei Solidarności 127 (s. 354) zostanie ogłoszony wyrok Sądu Rejonowego w procesie o zniszczenie tzw. pogromobusa, czyli furgonetki fundacji Pro Prawo do Życia. 

Wydarzenie na Facebooku

Przypomnijmy, że do zniszczenia furgonetki doszło końcem czerwca 2020 roku na ulicy Wilczej w Warszawie. Osoby aktywistyczne oskarżone są o czynny udział w zbiegowisku i wybryk chuligański. prokuratura domaga się dla nich kary pozbawienia i ograniczenia wolności (od 7 do 6 miesięcy). Warto pamiętać, że wyrokiem sądu pierwszej instancji zostali skazani na prace społeczne. 

Poniżej publikujemy mowę Pawła S., jednej z oskarżonych osób.

Jesteśmy tu, w tej sytuacji – moim zdaniem – przez wąsko rozumiany pozytywizm prawniczy. Pozytywizm, który tak często maskuje zwykły konformizm.

Może coś tu źle rozumiem, bo nie jestem prawnikiem, tylko socjologiem z wykształcenia, ale wydaje mi się, że konteksty różnych fenomenów są ważne, jeśli chcemy je zrozumieć.

Dopóki patrząc – widzieć będziemy wszystko oddzielnie, nie ma mowy, że dojdziemy do jakiś mądrych wniosków. Będziemy jak ludzie z tego dowcipu, którym drzewa zasłaniały widok na las.

Na przykład ta sprawa może wydawać się prosta – we wspomnianym dniu przeciąłem czyjąś plandekę, potłukłem czyjeś lusterko, niedaleko mnie stały jakieś osoby – więc jesteśmy zorganizowaną bandą chuliganów. Tak można streścić stanowisko oskarżycieli i poprzedni wyrok, zbieżny z nim.

Jednak moim zdaniem to nie wyczerpuje prawdy na temat tej sytuacji, nie pokazuje jej kontekstu.

Wspomnieć należy choćby o tym czego dotyczyły zniszczone banery i - że był to stek absolutnie obleśnych kłamstw wymierzonych w osoby LGBTQ+. Kłamstw szytych grubymi nićmi wedle najgorszych wzorców pogromowej propagandy pod tytułem „oni przyjdą po twoje dzieci”.

Kłamstw, które nie znajdują żadnego poparcia we wzmiankowanych w nich dokumentach. Które wygłaszane są przez fundacje w sposób cyniczny, z motywacji zasługujących na najwyższy stopień potępienia. Na takie kłamstwa nie ma moim zdaniem miejsca w przestrzeni publicznej – jest to podręcznikowa mowa nienawiści i odbieram je jako bezpośrednią, werbalną napaść.

Dalej możnaby dodać, że były to nie tylko kłamstwa wypisane na banerach, ale także emitowane z dużą mocą z głośników w pętli, w uporczywy sposób. Nie tylko tego dnia, nie tylko w danym momencie, ale też tego dnia wcześniej, a także w dniach bezpośrednio poprzedzających. Idąc dalej w czasie – przecież ta fundacja emitowała tego rodzaju rzeczy od miesięcy, od lat...

Każdy metr przejazdu tego pojazdu jest dalszym łamaniem podstawowych praw, zasad przyzwoitości i deptaniem fundamentów demokratycznego społeczeństwa. Także dlatego, że taka przemoc ma wymiar zastraszania – dzisiaj agitatorzy fundacji wybrali sobie na celownik osoby LGBT, czy osoby, które miały aborcje lub w niej pomogły. Jutro mogą wziąć kogokolwiek innego. Działają w poczuciu totalnej bezkarności. Nie chodzi o żadne wygłaszanie poglądów czy debatę. Chodzi im po prostu o totalną dominację nad sferą publiczną.

Ważne dla tego kontekstu jest też to, że tego dnia faszystowscy agitatorzy podjechali swoją ciężarówką pod mój dom, w trakcie zorganizowanej przez nas imprezy urodzinowej, święta naszej grupy. W sposób planowy, niesprowokowany zatrzymali się pod samymi oknami, co można zresztą zobaczyć na nagraniu. Pierwszym chronologicznie momentem było zatrzymanie furgonetki, a następnie jakakolwiek reakcja którejkolwiek ze zgromadzonych osób. Jeżeli przykładowo stanąłbym pod domem pana prokuratora w jego urodziny i wygłosił, dla przykładu, że wszyscy prokuratorzy to pedofile na pewno spotkałbym się z jakąś reakcją. Pewnie spotkałbym się nawet z państwową represją. Nie rozumiem dlaczego osoby LGBT mają być niższym rodzajem człowieka niż prokuratorzy.

Warto zaznaczyć dla kontekstu – jeżeli byśmy chcieli spojrzeć na konteksty – że prowadzący tę kampanię nienawiści działali w dobrze wytresowanym poczuciu totalnej bezkarności. W biały dzień, tuż pod komendą policji – dobrze wiedzą, że nic im się nie stanie, bo policja nieraz chroniła ich podczas popełniania przestępstw i wykroczeń. Mówili o tym wprost w zeznaniach – że policja jest ustawiona, że załatwili sobie prywatny numer bo na 997 za długo się czeka. Mówili o tym nawet dzisiaj – że mimo tego co robią jakoś tak się udaje, że prokuratura jest wobec ich spraw nieudolna. Wiedzą, że mają plecy w partii rządzącej, że przyjmie ich i wysłucha minister sprawiedliwości, że będą mieć wsparcie rządowej telewizji, prokuratury, jak się okazuje pomału również sądów. Defacto w mojej ocenie ci ludzie działają niemal jako legalna część aparatu państwa, koncesjonowana rządowa bojówka. Mimo, że ich działalność jest i była co do meritum kryminalna.

Wiedzą też, że mogą do woli kłamać i mataczyć w swoich zeznaniach, fałszować faktury czy – jak sami mówili – robić z tego dużą sprawę na siłę i, że nic z tego nie wpłynie na ocenę ich działań i nie będą odpowiadać na przykład za fałszywe zeznania. Choćby takie, jakie usłyszeliśmy przed chwilą z próbą przypisania rozboju, która bardzo łatwo mogłaby zostać obalona przez konfrontację z nagraniem wideo. Ale właśnie tak działa ten wąsko rozumiany, ciasny pozytywizm – rzuca się snop światła na wybrane fragmenty sprawy, a resztę faktów się wycina i zostawia poza kadrem jeśli nie pasują do założonego z góry obrazka. W efekcie pozwalamy robić z prawa zabawkę uprzywilejowanych, nienawistnych fundamentalistów, którzy kpią z wymiaru sprawiedliwości tratując go jak swój cyrk. Wiedzą, że mogą powiedzieć cokolwiek i nie zostanie to skonfrontowane.

Dalej, gdyby ktoś chciał spojrzeć jeszcze szerzej, mógłby spytać jakie społeczne warunki towarzyszyły temu zdarzeniu. Mógłby zwrócić uwagę na narastającą państwową i kościelną homofobię, przyzwolenie na przemoc i najgorsze przykłady pogardy idące z samej góry aparatu państwowego. Mógłby zwrócić uwagę na brak podstawowych praw, jak choćby wzmiankowanej ochrony przed mową nienawiści i dyskryminacją na tle orientacji. Ale też praw pozytywnych jak prawo do związków partnerskich, ślubów czy adopcji. Ktoś taki mógłby dostrzec wschodzącą linie przestępstw z nienawiści i spadające linie dotyczące zdrowia psychicznego czy samopoczucia u osób LGBTQ+ w Polsce.

Ale to już by była jak rozumiem socjologia. Może bezpieczniej jest patrzeć na wszystko oddzielnie. Oto jeden, drugi, piąty czternastolatek wiesza się na sznurówkach. Nie wiemy dlaczego. Jego rówieśnik rzuca się pod metro - nie wiemy dlaczego. Dwa lata młodsza dziewczynka tnie sobie ręce, ale nie wiemy dlaczego. Albo inna osoba, niebinarna, dekadę starsza, skacze z mostu. Pewnie bez powodu. Potem ktoś napada na żałobników. Ktoś komuś podpala drzwi, ktoś kogoś wyzywa, dźga nożem w plecy, bije pałką albo młotkiem. W przededniu wyroku sądu poprzedniej instancji, ktoś komuś strzela w głowę z wiatrówki. Państwo rozkłada ręce, spokojnie patrzy i odnotowuje, że sprawcy są nieznani. Albo ich dotuje.

Dopóki nie zobaczymy całości lasu złożonego z tych drzew - to nigdy z tego lasu nie wyjdziemy. Gdyby ktoś podjął się trudu łączenia kropek mógłby zrozumieć, że cała ta przemoc zaczyna się od słów, które nie są niewinne i same stanowią akty przemocy. Słów z telewizji, z ambony, z megafonu, z furgnetki. I, że człowiek, który uparcie dręczy i prześladuje te wszystkie osoby za ich seksualność, który tworzy ideologię nienawiści ma w tym swój udział. Dokładnie taki sam udział jakby to on machał pałką albo wiązał pętle na ich szyjach.

Ktoś kto przerywa taki proceder – choćby na minutę – działa w imię większego dobra. To nie jestem tylko ja czy inne osoby podsądne w tej sprawie. Jak wzmiankowali sami oskarżyciele podobnych spraw są tuziny, z roku na rok więcej. Bo ludzie po prostu się na coś takiego nie godzą, bronią siebie samych i siebie nawzajem.

Gdyby ktoś zechciał myśleć w ten sposób o skutkach i przyczynach – o całości – zastanowiłby się też jaki przekaz daje tym osobom wyrokiem skazującym. Co mówi w ten sposób osobom zaszczuwanym, znieważanym, traktowanym w tym państwie jak śmieci albo (jak mówił oskarżający nas Jan Bienias) jak zaraza. Co mówi się tym wyrokiem całemu większościowemu społeczeństwu, w którym te homofobię faszyści próbują zaszczepić. Jaka jest społeczna szkodliwość kampanii nienawiści, jaki może być społeczny pożytek jej sabotowania. Gdzie w hierarchii wartości stoi przyrodzona ludzka godność, a gdzie prawo do obrażania ludzi i siania nienawiści albo nawet ochrona własności. Czy życie osób LGBT jest naprawdę tak błahe jak chciałby pan Dzierżawski. Ja wiem co i po co zrobiłem i ani na chwilę nie traciłem z oczu całości tego obrazu. Jestem niestety przekonany, że oskarżyciele mogą powiedzieć to samo. Też wiedzą co robią. Dlatego wyrok jaki zapadnie będzie też rozstrzygnięciem aksjologicznym, wzięciem strony – za równością albo za nienawiścią.

Bo bierność, której miało nas nauczyć skazanie jest także zajęciem stanowiska – przyzwoleniem na zło w jego najgorszej, otwarcie faszystowskiej, pogromowej postaci.

Paweł S.