Odzwierciedleniem tych skojarzeń i ogólnego przyzwolenie na fatfobię, która rzadko jest publicznie potępiana, są nagłówki medialne, najczęściej krzyczące o "walce z epidemią otyłości" to puste słowa, z których niewiele, jeśli nawet cokolwiek wynika. O tej wojnie w mediach jest głośno często i stawia się ją na równi z walką z alkoholizmem czy narkomanią. Tylko w przypadku grubości, ciężko odróżnić, czy osoby, które są ambasadorami zwalczania otyłości, rzeczywiście kierują się dobrem ludzi. I kto ma być odbiorcą takich treści.
Grube osoby były i są puentą żartu, synonimem zaniedbania i braku kontroli, brzydkimi kaczątkami, których nie wolno pokazywać światu, zanim nie przemienią się w szczupłe łabędzie. Marginalizacja, nieoddający rzeczywistości obraz w mediach i wiele negatywnych skojarzeń łączy tę grupę z inną, również dyskryminowaną, a mianowicie z osobami queerowymi.
W Polsce grubancypacja i ciałopozytywność są coraz bardziej rozpoznawalne, a treści na ten temat zaczynają pojawiać się w mediach społecznościowych, a nawet w mainstreamowych mediach. Wszystkie osoby zaangażowane w ten ruch, w szczególności te, które pracują na rzecz grubych osób i ich widzialności, są osobami pionierskimi. Natomiast wciąż mało się słyszy o tym, jak homofobia i fatfobia mają wiele wspólnego i że często idą w parze.
Nadal słyszymy, że bycie osobą queerową to choroba, a tacy ludzie powinni być poddawani leczeniu. Ci, którzy go nie chcą, narażeni są na przemoc, psychiczną i fizyczną. Miano "chorych" otrzymują też osoby grube. U nich też diagnozuje się chorobę na podstawie ich wyglądu, nazywając każdą taką osobę otyłą, podczas gdy jest to termin medyczny i nie każda osoba gruba jest otyła.
Otyłością uwielbiają straszyć lekarze, wypowiadający się w materiałach o "walce z otyłością", którzy w ostatnim czasie coraz to chętniej przepisują „leki na schudnięcie”, co negatywnie odbija się na zdrowiu tych, którzy je stosują. Otyłość lubią diagnozować także użytkownicy Facebooka, robiąc to tylko na podstawie zdjęć osób grubych, posuwając się nierzadko też do wróżenia im złej przyszłości: chorób i rychłej śmierć.
Do tego dodajmy jeszcze przemysł fitness i wellness (częsty sponsor badań nad „oty**ścią), którego wartość ocenia się na 87 miliardów dolarów w USA (2021). Wszystko razem daje nam dehumanizację i patologizację grubych osób. A nie brakuje badań, które mówią jasno o tym, że związek między rozmiarem ciała a zdrowiem jest niewielki, natomiast ryzyka utożsamiane z otyłością, które wyciągają osoby fatfobiczne niczym asy z rękawa, nie są przyczynowe, tylko współistniejące. Ktokolwiek otarł się kiedyś o logikę, powinien poznać, że mamy tu do czynienia z dużą różnicą w ciągu przyczynowo-skutkowym.
Grubość nie jest stylem życia, wynikającym z tego, że grube osoby nie wychodzą z fast-foodowych restauracji, nie mają samokontroli, tak samo jak bycie osobą queerową nie jest czymś, co się wybiera i na co się "pracuje" złymi nawykami. Rozmiar naszego ciała jest głównie zapisany w naszych genach i nawet jeśli diety i ćwiczenia mogą pomóc w zmniejszeniu masy ciała na chwilę, to badania mówią jasno:
95% osób, które się odchudzały w ciągu 5 lat, wrócą do swojej wagi, często z nawiązką.
Mimo tych faktów grube osoby są dalej stygmatyzowane w związku z rozmiarem swojego ciała, na który aż tak znaczącego wpływu nie mają. Osoby queerowe również są zasypywane środkami, które mają pomóc na ich „przypadłość”. Nadal stosowana jest terapia konwersyjna, można też mówić o próbach wymazywania osób queerowych z rzeczywistości.
Ludzie są zawstydzani przez otoczenie z powodu bycia zbyt grubymi, czy zbyt queerowymi. Różnica jest jedna — terapia konwersyjna w dużej mierze spotyka się ze sprzeciwem społecznym, co niestety nie można powiedzieć o wywieraniu presji na osoby, aby zmniejszyły rozmiar swojego ciała.
Mam wrażenie, że nasze społeczeństwo potrzebuje grubych czy queerowych osób do zaspokajania swojej obsesji korygowania wszystkiego, co odchodzi od normy. Dlatego im bardziej osoby LGBT+ są widoczne, im częściej wywierają presję na społeczeństwo w związku z równymi prawami, tym na większe ataki są narażone. One, jak i każda inna grupa, która nie mieści się w odgórnie przyjętych „normach" i ma czelność walczyć o cokolwiek dla siebie.
Jako społeczeństwo mamy bardzo dużą potrzebę alienowania inności i podważania jej. Ludzie rzucają teoriami, tak naprawdę spiskowymi, na temat grubych ludzi, twierdząc, że na pewno się objadają lub jedzą pod wpływem emocji. Mówią o „uzależnieniu od jedzenia”, a grubość nazywają „tarczą” przed światem, upatrując się w jedzeniu rekompensowania sobie porażek w innych sferach życia, np. relacji. Te pop-psychologiczne teorie i założenia są tak rozdmuchane, jak mity o „nadopiekuńczych matkach”, „nieobecnych ojcach” albo złych doświadczeniach z mężczyznami, popularne jako wytłumaczenie nieheteronormatywności.
Grubość i queerowość nie funkcjonują osobno w próżni. Często się przeplatają i współistnieją, dlatego, że osoby queer i osoby grube zawsze istniały i ważna jest ich reprezentacja.
W Polsce reprezentacja tych osób rośnie, jest bardzo potrzebna, bo queerowości i grubości nie przedstawia się chętnie w mediach. Jest to szczególnie istotne, ponieważ daje to szansę innym osobom znaleźć kogoś kto jest podobny do nich - należy do grupy LGBT+ i jest gruby. Wiemy, że widoczność różnych ciał i osób jest ważna, ponieważ buduje większe poczucie przynależności i daje ludziom większą szansę na odnalezienie siebie. Na pewno wiele osób z nas dałoby dużo za to, żeby w okresie dorastania usłyszeć o kimś podobnym do nas. Dla grubych osób często jest to podwójnie trudne.
Nadzieje na to dają nam osoby aktywistyczne takie jak Natalia (@grubałka), która tworzy kontent ciałopozytywny i ciałoakceptacyjny, chętnie mówi o seksualności i pomaga wielu osobom swoją fundacją. Do tego mamy Igę Wiejak (@iga.wiejak), która od kilku lat tworzyła kontent grubancypacyjny, mówiła również o swojej queerowości, pisała o kwestiach, które zmuszały do myślenia i oswajała ludzi z grubością. Następną taką osobą jest Dagmara (@jednorogini), która opowiada o swojej queerowości, grubości i jedzeniu intuicyjnym, o podobnych doświadczeniach opowiadajx też Nat Kowalczyk (@nat_kowalczyk_)
Reprezentacji takich osób nie jest dużo, przynajmniej w Polsce, ale jest niezmiennie ważna i potrzebna, dlatego, że grube queerowe osoby dzięki temu mogą odnaleźć się również w taki sposób, bo budowanie swojej tożsamości i chęci poszukiwania prawdziwx siebie, akceptacji nas samych dzieje się również za sprawą tego, że widzimy osobny podobne nam w przestrzeni publicznej.
Czy właśnie nie o to chodzi w grubancypacji i ruchu LGBT+, żeby zaakceptować siebie, bez oglądania się na to, co mówi społeczeństwo i przyjmuje jako „normalne”, „zdrowe” czy „piękne”? Grubancypacja powinna być jednym z postulatów środowisk queerowych, bo grubi ludzie są ich częścią.