Parę tygodni temu, razem z zaprzyjaźnionym artystą Arobalem, umówiliśmy się w Galerii 81 Stopni w Warszawie na wernisaż dyplomowej wystawy Cieplechovica “Shelter in another body”. Artysta dzień wcześniej obronił pracę magisterską na wydziale sztuki mediów na warszawskiej ASP. Obaj zrobiliśmy wielkie oczy oraz WOW. Jesteśmy “panami około czterdziestki” - jeden już po, drugi chwilę przed. Skonfrontowaliśmy się z twórczością kogoś z młodszego pokolenia, kto o homoerotyce opowiada bez poczucia wstydu, traumy, co dla naszego pokolenia nie jest typowe.
To nie tak, że coś nas w tych pracach zawstydziło - wręcz przeciwnie. Całość była bardzo seksualna, sensualna i uwodzicielska. Mieliśmy jednak wrażenie, że między nami a nim jest spora różnica pokoleniowa. My obaj w swojej twórczości ciągle z czegoś się tłumaczymy albo o coś walczymy - z jakimiś traumami lub o jakąś widzialność. Natomiast dyplom Cieplechovica jest taką pracą, którą ani Arobal ani ja nie zrobilibyśmy będąc w jego wieku. Świadczy o tym jaka zaszła społeczna zmiana, jak zmieniły się uczelnie, bo ja czegoś takiego nie odważyłbym się pokazać swoim profesorom, ze względu na “cichą homofobię” na “tacierzystym” wydziale. Nie pokazałbym również dlatego, że wiedziałem że nie byłbym w ogóle zrozumiany, że nie znalazłbym partnerów do dyskusji na temat ciała, męskiej seksualności, erotyki nieopartej na pożądaniu nagiej modelki przy kwiatku.
Jednym słowem - ten dyplom był dla nas był wyznacznikiem postępu w gejowskiej emancypacji w polu sztuki.
Dyplom Cieplechovica pokazuje “zielone światło” rocznikom, które przyjdą po nim na wydział sztuki mediów warszawskiej ASP, sygnał, że “tu jest bezpiecznie”. Oczywiście, elementy homofobii znajdą się na każdej uczelni, natomiast Cieplechovic twierdzi, że znalazł tam swój azyl, dobre porozumienie z wykładowcami, nawiązał z nimi bliskie relacje. Ja za film, który był częścią jego dyplomu, zostałbym wywalony z uczelni, natomiast on dostał się do selekcji konkursowej Porn Film Festival Vienna w tym roku. Ten film można było obejrzeć w zeszłym roku w Warszawie, na pierwszej edycji Post Porn Film Festival Warsaw. Ta prywatna inicjatywa, organizowana bez wsparcia instytucji miejskich ani państwowych, powstała z potrzeby zapoczątkowania dyskusji na styku ciała, sztuki i społeczeństwa. Spotkała się z różańcowym protestem pod hasłem “Stop obscenie”. W skrócie - modlono się o to, żeby pokaz filmu Cieplechovica nie doszedł do skutku.
Dlaczego o tym piszę? Zostałem poproszony o napisanie felietonu o styku sztuki i aktywizmu - ja nie potrafię tych rzeczy rozdzielić, robiąc swoje projekty i patrząc na cudze prace. Zacząłem rozwijać się jako artysta dopiero w momencie, gdy przyznałem, że tak, interesuje mnie zmiana społeczna i zamierzam swoimi działaniami na to wpłynąć. Żyjemy w czasach i w kraju, w którym otwarte mówienie o swojej seksualności może narazić nas na co najmniej “społeczny ostracyzm”. Kolektyw STOP BZDUROM określił swoją sytuację słowami “Sam fakt, że istniejemy, jest radykalny” i ja się z tym zgadzam.
Protest LGBT TO JA, który zorganizowałem w 2019 roku pod siedzibą Gazety Polskiej, wygląda tak jak akcja performatywna, którą prowadziłem w tym samym czasie. (zdjęcia na górze) Przez niektórych był określany jako “akcja artystyczna”, być może dlatego, że skończyłem ASP. Niemniej dla mnie to nie ma znaczenia, ważne jest bardziej, że nasz sprzeciw przybrał jakąś formę i został zauważony. Tak jak transparenty, które przez kilka lat produkowaliśmy z Tomkiem Szypułą.
Dyplom Cieplechovica jest aktywizmem - w Polsce 2023 roku nagie męskie ciało jest obiektem politycznym. Fakt, że doprowadził do jego obrony na liberalnym wydziale konserwatywnej uczelni, jest gestem politycznym. To, że go obronił, jest osiągnięciem.
Sztuki wizualne posiadają kontekst i narzędzia, które w odpowiednim momencie dają nam możliwość do samorzecznictwa wewnątrz i na zewnątrz społeczności LGBTQ+. Nikt nie opowie lepiej naszej historii niż my sami. Z drugiej strony - nie wszystko, co oglądamy w galeriach, jest sztuką, oraz nie każdy, kto korzysta z narzędzi sztuki, jest artystą. I to nie ma być stwierdzenie wykluczające, tylko podkreślające uniwersalność tych narzędzi. W końcu każdy potrafił kiedyś rysować, dopóki nie poszedł do szkoły podstawowej, prawda? A takie zjawiska jak wystawa, to sformatowana społecznie forma wypowiedzi, którą można zaadaptować na swój sposób - osoba, grupa lub instytucja mogą przedstawić tymi środkami ideę lub historię, na której im zależy.
Nic nie czyni tej wypowiedzi lepszą ani gorszą, to jest ten sam aktywizm robiony tylko innymi metodami i kierowany do innej publiczności.
A to, co zostaje w historii (a później w pamięci) po aktywistycznych akcjach, to obiekty z obszaru sztuki - zdjęcia, grafiki, plakaty, filmy. Warto więc troszczyć się o to, żeby te obiekty znalazły się w odpowiednich miejscach, i tu mam na myśli społeczne archiwa, które tworzone są dzięki oddolnym, aktywistycznym inicjatywom.
Mi ciężko myśleć o swoich projektach artystycznych bez kontekstu społecznego, a patrząc na działania aktywistyczne, zastanawiam się, jakie wizualne kody po nich pozostaną. Jeżeli ten tekst będzie dla kogoś inspiracją, będzie też to moim sukcesem.