Jest czerwiec 1994 roku. Nowy York szykuje się na celebrację 25-lecia zamieszek w Stoonewall Inn, które stały się symbolem walki o emancypację społeczności osób LGBT+. Organizatorzy oficjalnej Pride Parade, w obawie przed utratą korporacyjnych sponsorów i troską o wizerunek społeczności, wykluczają z obchodów tej rocznicy drag queens, kings i queers... oraz skórzaków. Królowe, królowie, które nie zamierzają zniknąć z obrazka! Przecież od “przebierańców” to wszystko się zaczęło, Marsha P. Johnson, Stormé DeLarverie. Dlatego organizują Drag March, który od tamtego czasu przeszedł ulicami Nowego Yorku już 28 razy.

Wspominam o tym wydarzeniu, bo wydaje mi się, że w jakiś bezczelny sposób jest ono adekwatną odpowiedzią na wszelkie próby ograniczenia queerowej ekspresji w pride’owych, marszowych eventach. Wspominam też o tym, bo chyba nigdy dość argumentów, które wskazują rolę, jaką drag odegrał i wciąż odgrywa w ruchu. Drag był, jest i będzie integralną częścią społeczności osób LGBT+ w jej dążeniu do społecznej zmiany. Kiedy przeglądam zdjęcia i wzmianki z pierwszej Parady Równości w Warszawie z maja 2001 roku, widzę moje siostry w dragu. Miałam wtedy 14 lat i byłem zupełnie przestraszony medialnymi relacjami tamtego pochodu. Dziś mam w sobie pamięć i wdzięczność dla tych, które w Polsce szły i szli przede mną. Myśląc o polskim dragu widzę nas nie tylko jako grupę artystów queer.

Twoja Stara fot. Karolina Jackowska
fot. Karolina Jackowska
Wkrótce rozpocznie się marszowy sezon i znów zobaczymy, jak bardzo obecne w ruchu są dragowe osoby artystyczne. Czasem zobaczymy je na platformach lub idące w marszu, czasem wybierzemy się na organizowane przez nie wydarzenia. Drag pojawił się na nawet najmniejszym Marszu Równości w Miliczu, by być z tymi osobami, które pierwszy raz maszerują w swojej miejscowości. W trakcie pandemii, kiedy nie było możliwe spotkać się ze sobą w osobiście, drag show odbywały się on-line, by dać w tym trudnym czasie trochę nadziei, wytchnienia i rozrywki. Ale dać też powód do bycia razem. I niezależnie, gdzie zetkniemy się z dragiem, dookoła niego będzie zawsze ktoś, jakaś publiczność... którą lubię nazywać społecznością.

Moim zdaniem drag jest nicią, która może zszywać ze sobą patchwork społeczności. Jest powodem, dla którego osoby spędzają ze sobą czas, są ze sobą.

A paradoks sceny (jaka by ona nie była) polega na tym, że z jednej strony jest się wystawionym na publiczny widok, ale z drugiej to też platforma, z której widać więcej. Osoby drag artystyczne najczęściej widzą dla kogo występują. Odbierają dużo, czasem bardzo osobistych wiadomości, na wydarzeniach spotykają się twarzą w twarz ze społecznością. Dlatego kiedy drag walczy, to wie o kogo walczy! A kiedy daje nadzieję, to wie komu. A kiedy robi dobrze, to wie jak.