Bo terapia jest cudowna. Nie mieć w ogóle żadnych ograniczeń, wylać z siebie wszystko… Wspaniałe uczucie.
No właśnie. Terapia jest cudowna, a Tobie też – odnoszę takie wrażenie – pomaga Instagram. Dużo w Twoich postach uważności i czułości…
To jest duży temat. Jestem właśnie na etapie ustalania, czym to dla mnie właściwie jest. Czym są te całe social media? Jaki ja mam do nich stosunek? Czy nie mam za dużego stosunku emocjonalnego przez to, że obrałem taką, a nie inną drogę? To się mieli w mojej głowie. Był moment, w którym za bardzo w to wszedłem. To mnie zżerało. Teraz sobie odpuściłem. Mam większy dystans.
No to media społecznościowe mają rolę terapeutyczną?
W jakimś sensie na pewno, choć też do końca nie chce o nich tak myśleć. Możesz z siebie tam coś wylać, dać upust, wyrazić swoją opinię. Ale najlepiej zgłosić się do specjalisty. Kiedyś miałem wrażenie, że ludzie, którzy mnie obserwują, w większości mnie znają, że są to głównie osoby ze środowiska teatralnego, filmowego, artystycznego. Kiedyś usłyszałem: „Sprawdź to sobie!”. Nagle się okazało, że wśród nich jest spora rzesza tych, których ja kompletnie nie znam. Dotarło do mnie, że tam są jacyś obcy ludzie, którzy to łapią, to, co robię do nich dociera – te często trudne i ważne rzeczy.
Przeraziło Cię to?
Wszystko, co robię, jest totalnie w zgodzie ze mną. Ja nie oszukuję. Wiele razy się zastanawiałem nad tym, co by się stało, gdybym stracił to, co tam jest… Ja nie mam problemu, żeby się tym dzielić. Większym zagrożeniem jest odbiór obcych ludzi, którzy traktują te rzeczy, posty jako coś stałego. I pewnego. „Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana”.
Właśnie – dostajesz wiadomości?
Napisała do mnie dziewczyna, że bardzo jej się to, co robię, podoba. „Dziękuję panu. Pańska perspektywa patrzenia na świat i niektóre sprawy poprawiają mi humor i dużo wnoszą do mojego życia”. Ja to przeczytałem i pomyślałem: co ja mam z tym zrobić? „Jaka perspektywa?” – miałem ochotę odpisać: „Ta perspektywa dzisiaj jest taka, jutro jest inna. Nie przywiązywałbym się do tego”. To jakaś moja opinia w danym momencie – prawdziwa, szczera i w pełni w zgodzie ze mną.
Może warto po prostu docenić i podziękować?
Nagle spada na ciebie odpowiedzialność. Wiesz, o co chodzi? Nie chcę, żeby to się zrobiło poważne, wpływające… Może za daleko wybiegam myślą? Jej wiadomość miała jakąś lekkość, nie była obciążająca. Nie chciałbym niczyjego życia zmieniać.
Nie jest tak, że to jest wpisane nie tylko w to, że prowadzisz takiego Instagrama, ale i w twój zawód? Ludzie lubią projektować…
Bardzo. Nie mogę się tym przejmować – nie dałbym sobie rady, nie zniósłbym tego. Ludzie mają swój rozum, powinni pewne rzeczy dzielić przez pół, i mieć świadomość tego, że to – w jakimś stopniu – też jest kreacja. Mniejsza lub większa. Nie chcę inaczej – wolę pozostać wierny temu, co się wydarza na moim Instagramie. Jeżeli ktoś będzie chciał z tego sobie zaczerpnąć, to to po prostu zrobi. Z głową.
Wspomniałeś o aktorstwie – patrzę na nie z ogromnym dystansem. Nie angażuje się już totalnie. Oczywiście – jeżeli jestem na scenie, to jestem na 100 proc. i czerpię z tego ogromną przyjemność. To jest niebywałe, bo zawsze się śmiałem z tych aktorów, którzy mówili, że kiedy jest się na scenie, to świat nie istnieje. Buntowałem się, mówiłem: to jest normalna robota, nie mówmy o misji, bo ja misji do gara nie włożę… A teraz zauważam w tym całym harmiderze, że te 2-3 godziny są zbawienne.
Analizuje jeszcze ten aspekt social mediów – może to jest to, co pozwala mi pokazać: „Hej! Taki jestem!”. Będąc obarczony rolami i przekonaniem, że ktoś mnie bierze za kogoś, kim nie jestem, myślę sobie: „No nie, tu jest moje miejsce”. Oczywiście z dystansem i zachowaniem pewnych rzeczy dla siebie, ale jednak jest to miejsce pokazania, jaki jestem.
Ale na TikToku Cię jeszcze nie ma. Dla dzieciaków dużo znaczy – widzą, że nie są same. To ważne dla ich tożsamości. My tego nie mieliśmy… Patrzę na tę siłę mediów społecznościowych i myślę, że to nie tylko zagrożenie, ale przede wszystkim szansa.
Ważne jest, że dzieciaki mają tę możliwość ujścia i kreowania siebie. Pokazania, jakim się jest w przestrzeni, w której komentarz możesz usunąć, nie zauważyć, wymazać. Jednak w życiu realnym albo dostaniesz lepę na ryj, albo nie. Będziesz się musiał skonfrontować. My już byliśmy zdefiniowani od początku. Musieliśmy się w tym zdefiniowaniu odnaleźć. Mniej lub bardziej.Dostajesz wiadomości od młodych gejów?
Nie. Ale to jest kolejny temat – Instagram stał się aplikacją randkową. Coś, czego nie toleruję i co ucinam, a często się z tym spotykam, to jest właśnie to… Dostaję zdjęcia takie, a nie inne, mniej lub bardziej rozebrane. Ktoś pisze do mnie mniej lub bardziej niestosownie. Moja odpowiedź zawsze brzmi: „Przepraszam. Nie życzę sobie takiej wiadomości”. Zdarza się, że ktoś w odpowiedzi przeprosi, przyzna się, że się zapędził: „Przepraszam, w ogóle nie pomyślałem o tym, że to może cię urazić”. To mnie nie uraża, tylko jest nieprzyjemne i niekomfortowe, kiedy siadam do śniadania i odczytuję wiadomość, po której chce mi się wymiotować.
Stawianie granic to wielka sztuka.
Poza tym to jest niezrozumiałe, niefajne i straszne, że nie ma wewnętrznych blokad. Przepraszam, nie jestem zainteresowany internetowym flirtem. Nie bawi mnie to. Kiedyś usłyszałem, że nie mam poczucia humoru, że jestem poważny... Dla nas, dla ludzi, którzy realnie zawiązywali znajomości, to dziwne.
Przejrzałem Twojego całego Instagrama. To fajna historia, opowieść o tym, jak się zmieniałeś.
I to mnie jara. Mój Marek się ze mnie śmieje, że to jest jakaś forma pamiętnika. Coś w tym jest. Mogę sobie wrócić do początku. To jest fajne, miłe… Jara mnie – i podnieca w jakimś sensie – ten proces, który możesz uwiecznić. Proces twojego przeobrażania się, poznawania, zmian.
To pamiętnik z jednej strony geja, ale z drugiej strony też mężczyzny. To ciekawy punkt patrzenia – że mężczyzna może być wrażliwy, może płakać.
Byłem na spektaklu Michała Buszewicza „Chłopaki płaczą” i „Koniec z Eddym” Anki Smolar. Te dwie rzeczy tak bardzo we mnie rezonują. W jakimś sensie opowiadają moją historię, mierzenia się z tym, czym jest bycie mężczyzną, gdzie są standardy / schematy, kto je ustala? Już wiem, że to ja je ustalam, ale w konfrontacji z otoczeniem. Są to niezwykle ważne rzeczy, o których trzeba mówić.
Mówisz o płaczu – sam mam z nim problem. Były momenty, że był po prostu zbawienny, ale często coś go wstrzymuje. Łapię się na tym, że powstrzymuje łzy…
Dlaczego?
Czytam książkę, która mówi o przykazach „nie rycz”, „nie płacz”, „chłopaki nie płaczą”… Można się z tego śmiać, ale to zostaje – to są magiczne zaklęcia, które z nami zostają. Jeżeli jesteś w takim momencie, że to chłoniesz, to się odkłada i potem blokuje…
Wrzuciłeś kiedyś post, na którym płakałeś…
Czasem coś się we mnie odblokuje. Dochodzi do krytycznego momentu. Coś pęka. Zdałem sobie sprawę, że overthinking i myśli, które się kumulują w mojej głowie, zaczęły mnie męczyć, że wyrządzam sobie krzywdę. Mamy mało adaptacyjne do życia myśli. A Instagram jest małym moim światkiem, który jest mój. I nic nikomu do tego.
W którym możesz manifestować swoją własną wolność, tak jak sam powiedziałeś – to ty ustalasz granice, ustalasz kim jesteś, jakim mężczyzną jesteś i na co sobie możesz pozwolić. Myślisz, że w teatrze masz na to przestrzeń?
To jest ogromny konflikt. Myślisz sobie: „Kurczę, nie, nie chcę brać w czymś udziału, bo jest to totalnie sprzeczne z moimi wartościami”, a z drugiej - „Jestem aktorem, więc dlaczego nie miałbym zagrać radykalnego prawicowca?”. Zataczamy koło… Przyjmuję, że ludzie potrafią to oddzielić.
Fot. Dominika Kubica
Dużo wiary, że ktoś Cię – jako aktora – nie wrzuci w jakąś szufladkę…
Chyba mam to w dupie… Jest tyle możliwości, żeby przed tym uciec. Ja nie zawsze mam siłę, żeby się z tym konfrontować i walczyć. Czasem, tak myślę, rozwiązaniem jest przytaknąć, odwrócić się, pójść, robić swoje. Szkoda energii, żeby się z tym mierzyć.
Zawsze można dokonać zmiany. Byłem bardzo przywiązany do swojego zawodu i potrafiłem się w nim spalać totalnie, dostałem kilka razy po dupie hardkorowo, i już wiem, co chce i czego nie chce.
Niełatwy zawód sobie wybrałeś.
Trochę tak. Ale też nikt mi nie mówił, jak to wygląda. Nie było takiej możliwości, żeby zobaczyć, jak pewne rzeczy wyglądają. A może ja sobie na to nie pozwoliłem? Miałem marzenie, do którego dążyłem. Nie startowałem do szkoły teatralnej po maturze, bo kompletnie nie czułem się gotowy psychicznie. Dojrzałem, ustaliłem wszystko w swojej głowie i się udało. Ale nie wiedziałem, jak to wygląda. Szkoła w ogóle o tym nie mówi. Potem się człowiek konfrontuje z rzeczywistością, która jest okrutna. Możesz załamać ręce, płakać i cierpieć, albo możesz starać się to zmienić. Ale nie zmienisz systemu. Trzeba byłoby go zaorać i wybudować na nowo. Rozumiem wszystkie głosy i chęci zmiany, ale one w ogóle nie działają, bo hipokryzja jest nadal.
Nie pierwszy raz krytykujesz system…
Bo to nie funkcjonuje. To nie działa i nie jest nakierowane na człowieka, a my w tych systemach tkwimy. Im jestem starszy, tym bardziej uważam, że jest jakimś ogromnym przejawem odwagi iście pod prąd… Jak byłem młody i zbuntowany, się przeciwstawiałem i walczyłem, teraz nie mam ochoty na żadną walkę. Nawet jeżeli chodzi o moją orientację seksualną. Ja absolutnie o nic nie chcę walczyć.Dla wielu sam fakt, że idziesz z chłopakiem za rękę przez Warszawę, świadczy o tym, że jednak walczysz…
Ja nie rozpatruję tego jako walki. To wszystko zależy od tego, co ma się w głowie. W mojej – moja homoseksualna relacja i orientacja są pełnoprawne i pełnowartościowe, naturalne i normalne. Tutaj nie ma nic kontrowersyjnego.
W szkole teatralnej, która była pierwszym miejscem, w którym poczułem wolność, że można być homoseksualistą, być w związku homoseksualnym i może to być normalne dla wszystkich dookoła, wykształciło się we mnie przekonanie, że jeżeli ja myślę o tym jako o czymś normalnym i zachowuję się w tym normalnie, to ta energia oddziałuje na innych.
Ludzie reagują?
Reagują i to jest bardzo miłe – ktoś się uśmiechnie, puści oko. Albo powie: „super”. Zdarzają się też krzywe spojrzenia. Ale jak zauważysz reakcje, to zaczynasz to rozkminiać. Wtedy to do ciebie wraca. Obserwujemy to z Markiem, dlatego że sobie o tym przypominamy. Trzymamy się za ręce i to jest dla nas naturalne i oczywiste, i takie samo jak trzymanie się za rękę par heteroseksualnych. Nie przywiązujemy do tego jakiejś wielkiej wagi.
Bańki mają to do siebie, że żyje się w nich wygodniej. W Kielcach jest podobnie?
Opowiem ci historię… Szedłem z moim kolegą – nie trzymaliśmy się za ręce, rozmawialiśmy. Był mecz na stadionie Korony. Generalnie nie lubię tej energii – jest paraliżująca, nie czuję się w niej komfortowo. Ale myślę sobie, że mam takie samo prawo być na tej ulicy, jak ci rozwrzeszczani kibice. Jakiś chłopak podszedł do mnie, i powiedział: „Może się jeszcze, kurwa, pocałujecie, co?”. Sparaliżowało mnie. Nie wiedziałem, co zrobić. Poczułem zagrożenie. Na szczęście nic się nie stało, ale długo to było w mojej głowie. Potem rozmawiałem ze znajomymi o tej sytuacji, nie mogłem sobie z nią poradzić. I nie zapomnę jak jeden z moich kolegów powiedział, że nie ma się, co dziwić. Usprawiedliwił tę sytuację, tłumacząc, że to jest mecz, taka a nie inna energia, że to jest naturalne, że coś takiego mogło się wydarzyć. Ja mam w sobie ogromny sprzeciw. Skoro dla mnie naturalnym jest to, żeby trzymać się za rękę na ulicy, to dla niego może być naturalne, że podejdzie i mi przypierdoli?
Wychodząc pierwszy raz na miasto za rękę, nie miałeś obaw?
Nie.
Bo jednak jest to dla ludzi akt odwagi. W swojej rodzinnej miejscowości byś też to zrobił?
Myślę, że nie.
Jak do mnie napisałeś, pomyślałem sobie: o czym tu rozmawiać? Ja w swoim życiu naprawdę nie miałem drastycznych doświadczeń. Potem wszedłem na Facebook. Jakaś znajoma mojej mamy skomentowała ubiór Ralpha Kamińskiego. Był ubrany w suknię ślubną. Napisała: „Jak można tak zwracać na siebie uwagę? Jak się nie ma, co pokazać, to się właśnie tak kombinuje”. Poleciały epitety. Bardzo bliska osoba z rodziny kiedyś mi powiedziała, że nie życzy sobie, żebym afiszował się ze swoim „kolegą” w mediach społecznościowych, że sobie nie życzy tego, żebym wstawiał zdjęcia jak się całujemy… Bo, co ludzie pomyślą?
No ale kto kreuje moje życie – ja czy ludzie dookoła? Jest to trudne, bo często wymaga decyzji, zerwania kontaktu, rezygnacji, odsunięcia kogoś, kto być może jest dla ciebie ważny. Ale życie ma się jedno. Jeżeli się człowiek nie odważy i nie będzie żył tak, jakby chciał, to będzie tkwił w takich właśnie systemach i wśród takich ludzi, którzy będą za wszelką cenę starali się wykreować jakąś swoją rzeczywistość w jego życiu. Nie chcę takiego życia. Ten system kreował moje życie przez wiele lat.Nie chcę tego rozpatrywać pod kątem odwagi. Marzy mi się, żeby każdy miał taką możliwość. Ja naprawdę nikogo nie obrażam, nikomu nie robię krzywdy. To jest emocja miłości. Nie ma nic wspanialszego jak właśnie miłość czy wdzięczność za to, że jest ta druga osoba. Tego nie jestem w stanie zrozumieć – że ktoś przejawy miłości rozpatruje pod kątem jakiegoś zagrożenia, jakiejś nieufności. To jest strach. Ale przed czym?
Akty miłości wciąż dla niektórych mogą być aktem odwagi…
Pojawiłem się w teledysku Piaska, tym comingoutowym. Dostawałem wiele wiadomości na Instagramie. Były prywatne i smutne. Ktoś mi napisał, że od 20 lat jest w związku z kobietą, mają dzieci, i nadal nie ma odwagi, żeby powiedzieć o tym, że to nie jest jego życie… Dlaczego tak się dzieje? To jest tylko i wyłącznie kwestia naszej głowy. To wszystko jest w naszej głowie. Zataczamy koło: dlaczego sobie nie pozwalamy na płacz? Bo się boimy… Bo jesteśmy naznaczonymi mężczyznami. Przez lata mówiono nam i naszym przodkom, jak mężczyzna powinien wyglądać, co powinien robić, a czego nie. Cała męskość znajduje się w trudnym położeniu, bo o ile kobiety zawalczyły o siebie i powiedziały, czego chcą, a czego nie, o tyle my mężczyźni nagle zostaliśmy w totalnej dupie. Jesteśmy w totalnym tyle i nie potrafimy sobie z tym poradzić. Przez lata patriarchatu i bycia na szczycie, nagle spadliśmy z piedestału, ktoś nas z niego strącił albo próbuje to robić, i my nie potrafimy się w tym odnaleźć.
Z drugiej strony nie potrafimy zakwestionować w sobie tej nadanej męskości. Nie potrafimy sobie powiedzieć, że może jestem mężczyzną, który płacze? Nie dajemy sobie przestrzeni na odnalezienie siebie – to odnalezienie w sobie i mężczyzny, i kobiety. A może kogoś też innego? Nie dajemy sobie przestrzeni na poszukiwanie, na to, żeby zakwestionować pewne rzeczy, żeby stanąć z nimi twarzą w twarz i powiedzieć sobie: „Taki jestem. To jestem ja”. Tylko ciągle mamy w tej głowie, że ten „ja” to jest ten ktoś narzucony przez system, wykreowany przez innych ludzi.
Może mężczyźni boją się, że się rozpadną?
Bo my nie mamy zaufania do siebie. Podstawą jest mieć zaufanie do siebie, że cokolwiek się nie wydarzy w moim życiu, ja sobie z tym poradzę. Ja się rozpadłem, w pewnym momencie nie wiedziałem, kim jestem. Ten rozpad jest potrzebny, żeby zbudować coś na nowo. W moim przypadku to się wydarzyło tak, że ten rozpad po prostu przyszedł. Musiałem się z nim skonfrontować i zacząć się budować na nowo. Całe szczęście…