Dziś niewiele osób pamięta, że fala wymierzonych w nas uchwał polskich gmin, powiatów i województw była cyniczną kontrakcją na podpisanie w Warszawie przez prezydenta miasta deklaracji na rzecz społeczności LGBT+. Mimo politycznej siły tej i mniej, i bardziej nienawistnej prawicy, w ostatnich latach odnieśliśmy sukcesy, które jeszcze nie tak dawno wydawały się niemożliwe. 

Przez długi czas systematyczna, uporządkowana praca z władzami lokalnymi na rzecz osób LGBT+ nie była traktowana priorytetowo. Najczęściej słyszeliśmy o włodarzach miast, którzy nielegalnie zakazywali marszów równości (i z kretesem przegrywali w sądach). Nic dziwnego: działania rzecznicze i większość zasobów organizacji oraz osób aktywistycznych były słusznie skupione na kluczowych zagadnieniach prawnoczłowieczych, które są w kompetencjach parlamentu. Dojście do władzy radykalnie homofobicznej i transfobicznej, zamkniętej na wszelki dialog Zjednoczonej Prawicy wymusiło jednak skupienie się na samorządach. Po pierwsze, próby przekonywania do czegokolwiek rządu centralnego okazały się stratą czasu. Po drugie, polityczna decyzja o uczynieniu ze społeczności LGBT+ jednego z obiektów kampanii nienawiści odebrała nam resztki kruchego poczucia bezpieczeństwa i zaufania do organów publicznych, które mogły wzmocnić jedynie niekontrolowane całkowicie przez PiS samorządy. Po trzecie, deklarujący swój szacunek dla osób LGBT+ politycy i polityczki opozycji mogli tam przekuć w czyny swoje słowa o wsparciu dla atakowanej mniejszości.

W porównaniu do samorządów w innych krajach, polski samorząd jest dość ciasno skrępowany przepisami. Znajdujące się w ustawie o samorządzie gminnym domniemanie kompetencji gminy w zakresie zbiorowych potrzeb mieszkańców, jak przepisy wielu innych aktów prawnych, "nie przyjęło się": sądy administracyjne, a za nimi władze lokalne namiętnie odmawiają podejmowania działań, jeśli nie mają do nich klarownej, wyznaczonej w szczegółowej ustawie kompetencji. To jednak nie oznacza, że są bezradne i bierne: pracując w 2018 r. wspólnie ze Stowarzyszeniem Miłość Nie Wyklucza nad treścią warszawskiej deklaracji na rzecz społeczności LGBT+ zidentyfikowaliśmy wiele obszarów, w których samorząd ma pełną możliwość działania. Dokument, który przeszedł przed podpisaniem przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego analizę prawników urzędu miasta, stanowi najbardziej kompleksowe zestawienie tego, jak władze lokalne mogą działać w obszarach bezpieczeństwa, edukacji, kultury, pracy i administracji na rzecz osób LGBT+.

Deklaracja zawiera listę działań, które może podjąć zależnie od potrzeb właściwie każda gmina i miasto w Polsce. W Warszawie zobowiązano się do reaktywacji hostelu interwencyjnego dla osób LGBT+ (ofiar przemocy i w kryzysie bezdomności), wprowadzenia mechanizmu zgłaszania i monitorowania przestępstw z nienawiści motywowanych homofobią i transfobią, wprowadzenia do stołecznych szkół "latarników" jako osób zaufania dla uczniów LGBT+, zorganizowania w każdej szkole lekcji edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej, stworzenia centrum kulturowo-społecznościowego dla osób LGBT+, wsparcie klubów sportowych skupiających osoby LGBT+, podpisania i wdrożenia Karty Różnorodności w urzędzie i jednostkach m.st. Warszawy, stosowanie klauzul antydyskryminacyjnych w umowach z kontrahentami miasta oraz powołania pełnomocnika Prezydenta m.st. Warszawy ds. społeczności LGBT+. Deklaracja była najambitniejszą próbą zmapowania realnych możliwości władz lokalnych i najambitniejszą próbą wbudowania w program władz lokalnych potrzebnego pakietu wsparcia dla społeczności.

Kampania nienawiści wobec osób LGBT+ i moralna histeria rozpętane przez rząd Zjednoczonej Prawicy z pomocą usłużnych mediów, i tych publicznych, i prawicowych, wywołały dość skuteczny efekt mrożący. Ponad 4 lata po podpisaniu deklaracji wiele z jej założeń pozostaje nadal tylko na papierze. Chociaż władze stolicy uznały, że będą deklaracje wdrażać selektywnie, wyłącznie w tych obszarach, gdzie jest to prostsze i budzi mniej kontrowersji, a często - kosztem przejmujących na siebie zadania organizacji pozarządowych, postęp jest widoczny. Równolegle do Warszawy działały inne miasta: w Poznaniu czy Krakowie, dzięki niższej temperaturze politycznego sporu i prawdziwych osobach sojuszniczych wewnątrz urzędów, udało się osiągnąć nawet więcej. Działalność w obszarze promocji zdrowia, pomoc w budowie miejsc integrujących społeczność, wsparcie dla marszów i imprez okołopride’owych, dalej nieduże, ale pojawiające się wsparcie inicjatyw na rzecz osób LGBT+ miejskimi pieniędzmi - to okupione wieloletnią, trudną pracą sukcesy, które powinniśmy świętować. Nawet jeśli nie zaspokajają jeszcze wszystkich naszych potrzeb, dzieją się w zaledwie kilku miejscach, a lista rozczarowań władzami lokalnymi jest dalej długa. 

Będąc jednym z niewielu wyoutowanych publicznie radnych w Polsce żałuję, że postępy w budowie stałej, stabilnej współpracy z samorządami widać jak na razie głównie w większych miastach - i to też nie wszystkich. Chociaż jak grzyby po deszczu wyrastają inicjatywy marszowe i jako społeczność walczymy o widoczność nie tylko w stolicach województw, widać brak szerszej gotowości do dostrzeżenia, że prawa człowieka i prawa obywatelskie to też domena działań władz lokalnych. W istotę samorządu, na poziomie symbolicznym i prawnym, wpisanie jest zaspokajanie zbiorowych potrzeb mieszkańców, a te już od dawna nie ograniczają się do utrzymywania infrastruktury i zapewniania podstawowych usług publicznych. Dlatego tak ważne jest, byśmy tam, gdzie to możliwe, dalej przecierali szlaki, kształtowali dobre praktyki, budowali kapitał dla działań, które będzie można rozszerzyć, gdy tylko gdzieś pojawią się dla nich dogodne okoliczności. Kto z nas uwierzyłby, gdyby kilka lat temu by usłyszał, że w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Łodzi będą działać hostele interwencyjne dające choć cień szansy na to, że ofiary przemocy i dyskryminacji znajdą bezpieczną przystań? Pewnie tylko najwięksi optymiści. A jednak instytucje te, choć musiały i muszą pokonać poważne wyzwania finansowe oraz organizacyjne, pomagają najbardziej potrzebującym. 

Jako osoby LGBT+ potrzebujemy obecności i widoczności w naszych lokalnych wspólnotach. Mamy prawo domagać się od władz lokalnych, by uwzględniały nasze potrzeby, interesy i inicjatywy. Tak, jak nie możemy godzić się na bycie obywatelami i obywatelkami drugiej kategorii dla parlamentu i rządu, tak powinniśmy domagać się równego traktowania przez radę, wójta i burmistrza. Nie ma prawnych ani organizacyjnych przeszkód, by w obszarze swoich kompetencji samorządy wspierały społeczność LGBT+ - to czynniki polityczne lub personalne sprawiają, że w wielu miejscach postanawia się nas ignorować albo upokarzać pogromowymi uchwałami (chyłkiem uchylanymi, gdy nadchodzi widmo utraty unijnych pieniędzy). 

Wybory samorządowe już za niecały rok. Musimy się postarać, by w jak największej liczbie miejsc wywołać osoby kandydujące do tablicy w sprawie naszych praw, a następnie wesprzeć te, o których wiemy, że będą nas skutecznie reprezentować. Kolejne sukcesy będą łatwiejsze do osiągnięcia, jeśli przy stole po drugiej stronie będą siedzieli prawdziwi sojusznicy i sojuszniczki, a wzmocniona reprezentacja samych osób LGBT+ w lokalnej polityce pomoże w forsowaniu naszych postulatów na poziomie krajowym.