Ali: Jak to się stało, że znalazłaś się w Krakowie?
Hanna: Przyjechałam do Krakowa w marcu, gdy zaczęła się wojna w Ukrainie, czy też właściwie eskalacja konfliktu, który trwa od dłuższego czasu. Byłam bardzo pogubiona, niespecjalnie zastanawiałam się do jakiego miasta będziemy jechać. Akurat kilku moich znajomych z Ukrainy ewakuowało się do Krakowa, więc pojechaliśmy w to samo miejsce. Teraz nie utrzymujemy kontaktu, ale wtedy to, że w tym samym mieście będą osoby, które znam z Ukrainy było uspokajające.
Po przyjeździe, za pośrednictwem ukraińskiej organizacji Insight, moja partnerka znalazła Federację Znaki Równości. Osoby z federacji pomogły nam znaleźć pierwsze miejsca, w których mogłyśmy znaleźć schronienie, dały nam też pierwszą pracę – przetłumaczenie wszystkich biuletynów z języka angielskiego na ukraiński.
W Krakowie byłam też na moim pierwszym naszym Marszu Równości i było naprawdę fantastycznie. Zawsze chciałam iść na marsz w Kijowie albo Charkowie, ale nie jest to zbyt bezpieczne, trochę trzeba się jednak ukrywać. A tu w Krakowie wygląda to bardziej jak impreza, jest dużo mniej policji, a osoby z kontrmanifestacji są nieliczne i nie stanowią zagrożenia. W Ukrainie sytuacja jest bardziej napięta i dużo bardziej bałam się pójść na marsz.
Przyjechałaś do Krakowa tylko z partnerką?
Tak, to jest w ogóle śmieszna historia, bo zaczęłyśmy nasz związek dwa dni przed eskalacją konfliktu i ewakuacją. Na pewno jest to ciekawy początek relacji, ale dalej jesteśmy razem i jest to dla mnie najbliższa osoba. Nie wiem czy znam takie słowa po polsku, by powiedzieć jak bardzo ją kocham.
Mówisz dużo o doświadczeniu marszu, ale też po prostu wsparcia od społeczności – jak w tej chwili odbierasz Kraków?
Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie – nigdy nie byłam za granicą w czasie bez wojny. W Krakowie jestem dlatego, że musiałam, nie było to miejsce, które starannie wybrałam tak jak wybiera się miejsce na wakacje. Nie wiem czy czuję się tutaj dobrze, bo Kraków zawsze był taki otwarty, czy stał się taki, bo musiał - wraz z eskalacją i dużą ilością uchodźców. Ale naprawdę pozytywnie się zaskoczyłam ilością wsparcia, które pojawiało się z każdej strony. Jedynym takim negatywnym szokiem po przyjeździe było dla mnie polskie prawo aborcyjne. Totalnie nie mieściło mi się w głowie, że może być to zakazane w taki sposób jak w Polsce. Dlaczego? Po co? Bardzo dziwne, ciężko mi było sobie to poukładać.
Ale mieszka mi się tutaj dobrze, dostałam niesamowitą dla mnie ilość pomocy, a i ludzie spotykani po prostu w codziennych sytuacjach są bardzo otwarci. Jak pracowałam w Galerii Krakowskiej i ktoś do mnie podchodził to nie zrażali się tym, że nie mówię idealnie po polsku – zachęcali mnie do próbowania i prawili mi komplementy, że dobrze mi idzie.
Ten poziom mojego polskiego to też zasługa wsparcia osób z federacji, a szczególnie Radka, który przez pół roku prowadził nam lekcje polskiego i pomógł nam nauczyć się podstaw. Umiem teraz czytać, trochę pisać i mówić tak, żeby inne osoby były w stanie mnie zrozumieć.
W twojej historii wiele razy pojawia się Federacja Znaki Równości, która prowadzi też w Krakowie domEQ. Czy jest to dla Ciebie miejsce, gdzie znalazłaś społeczność i jakieś swoje miejsce w Krakowie?
Federacja bardzo nam pomaga i jestem im za to bardzo wdzięczna, ale jakoś nie udało mi się znaleźć tam swojej wspólnoty i nie mam żadnej bliskiej osoby z Krakowa ani w ogóle z Polski. Ale znalazło się dużo osób z Ukrainy, z którymi połączyło nas to doświadczenie uchodźctwa. Wydaje mi się, że duży wpływ ma na to bariera językowa, może mój polski nie jest jeszcze na takim poziomie bym była w stanie się zaprzyjaźnić z kimś z Polski. Jestem na to otwarta, po prostu jakoś tak wyszło.
A myślisz, że my jako społeczność polskich queerów możemy coś zrobić by Wam to ułatwić?
Myślę, że to jest też coś co będzie się działo z czasem. To nie jest takie proste, bo nasz polski albo wasz ukraiński musi być na takim poziomie, żebyśmy byli w stanie porozmawiać. Ludzie też muszą być otwarci, chcieć nas do swojej społeczności zaprosić. Bardzo się cieszę, że są osoby z Ukrainy, które znalazły bliskie osoby w Polakach, po prostu to nie jest mój przypadek.
Jasne, totalnie zrozumiałe. Zastanawiam się po prostu czy ze swojej strony widzisz rzeczy, które my możemy poprawić? Tak, żebyście czuli się bardziej komfortowo?
Myślę, że robicie już masę rzeczy dla nas, od samego początku dostaję ogrom pomocy z każdej strony. Ale z takich rzeczy, które myślę, że mi by pomogły – jeśli piszecie posty, szczególnie dotyczące jakichś wydarzeń albo ważnych spraw, które się dzieją w Polsce to fajnie by było, gdyby były one też przetłumaczone na ukraiński. Nie każdy z nas ma znajomego, który mu takie treści przetłumaczy, a dzięki temu my możemy wejść w kontekst tego co się dzieje.
No i ja wiem, że „jesteś w Polsce, mów po polsku”, ale nie każdy z nas z łatwością się nowego języka nauczy. Ja na przykład codziennie pracuję z ludźmi, więc siłą rzeczy musiałam się nauczyć jakoś komunikować. A moja żona pracuje w korporacji, której językiem jest angielski i nie ma takiego codziennego kontaktu z językiem i mówi dużo gorzej niż ja. To ja jej tłumaczę polskie treści w internecie, ale nie każdy ma kogoś takiego. A im łatwiej dostępne informacje tym nam łatwiej będzie się nam zaangażować w to co się dzieje.
Tak samo, gdy organizujecie wydarzenia, może niekoniecznie protesty, ale jakieś wydarzenia kulturalne czy spotkania – może czasami jest możliwość by spotkanie było tłumaczone także na ukraiński? W ten sposób ta bariera językowa byłaby dużo mniej uciążliwa.
Wiem, że w momencie, gdy wojna już nie jest tak widoczna w internecie to łatwo o tym zapomnieć, ale takie tłumaczenia dalej są potrzebne, bo nie każdy ma siły i możliwości by w rok opanować polski na poziomie komunikacyjnym.
Tak, jak teraz szukałem queerowej osoby uchodźczej, która chciałaby ze mną porozmawiać i pytałem o to znajomych to uświadomiłem sobie, że nikogo takiego nie znamy. Strasznie mnie to uderzyło, bo w końcu jesteście teraz dużą częścią mieszkańców Krakowa, a też myślę, że dużo moglibyśmy skorzystać na takiej wymianie doświadczeń.
My też chcielibyśmy was lepiej poznać. Może moglibyśmy zacząć robić wieczory integracyjne, grać w gry, w których ta bariera językowa nie jest tak odczuwalna – tylko wiadomo, trzeba by było zaprosić i Polaków i Ukraińców.
Ja kiedyś przyszłam do domeq, jakieś pół roku temu, w trakcie imprezy. Tylko nie byłam w stanie za bardzo z nikim pogadać, było po prostu dziwnie. Mam wrażenie, że ludzie też bali się do mnie podejść, bo nie umieli mówić płynnie ani po angielsku, ani po ukraińsku. Więc obie strony się bały i nic z tego kontaktu nie wyszło. Fajnie by było, gdyby nawet raz w miesiącu były jakieś spotkania, gdzie będą osoby dwujęzyczne, które trochę pomogą nam się dogadać. Może nie tylko my musimy się uczyć języka, ale wy też możecie?
Rozmowa odbyła się w ramach projektu "Tęcza nad Krakowem", finansowanego ze środków Miasta Krakowa.
Petycja • Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji
Mamy prawo protestować!