Z każdym tygodniem kolejne gminy i powiaty ogłaszały się strefami wolnymi od LGBT, przy niewielkim zainteresowaniem mediów w Polsce, które chyba nie do końca (z paroma chlubnymi wyjątkami) wiedziały, co począć z tym, co się dzieje. Dopiero zainteresowanie mediów zagranicznych oraz europejskich polityków ukazało, co niektórym w Polsce, z jak haniebnymi działaniami mamy do czynienia.
Uchwały anty-LGBT zmieniły debatę o prawa osób LGBT+ w prawdziwe pole bitwy a walka z nimi zdefiniowała nasze działania w ostatnich latach - priorytetem było powstrzymanie tej nienawistnej fali i zmuszenie samorządów do kroku wstecz. Dziś możemy powiedzieć, że zwyciężyliśmy, a wyroki sądów unieważniające kolejne uchwały i weto Komisji Europejskiej połączone z blokadą środków unijnych powoli eliminują strefy z naszego kraju. Nasz sprzeciw wobec stref “zmusił” UE do działania, nie tylko tego symbolicznego, ale też konkretnych zapisów w unijnych programach, dzięki którym teraz kolejne samorządy uchylają własne uchwały. To się nie stało samo, to nasz wspólny sukces jako społeczności.
Tej lokalnej kampanii nienawiści towarzyszył kontekst ogólnopolski: ataki czołowych polityków prawicy, nagonka w mediach publicznych, homofobusy na ulicach polskich miast czy traumatyczne okoliczności pierwszych marszów w Lublinie i Białymstoku. I tak to, co wyczyniały polskie władze pod rękę z samorządami, wzbudzało nasz strach. Ale poza strachem wywołało też nasz gniew. I ten gniew dodał odwagi wielu, także tym, którzy nawet w małych miejscowościach pod tęczową flagą przychodzili na wiece wyborcze Dudy, żeby zaprotestować przeciw nienawistnym słowom o osobach LGBT+. Także tam, gdzie wcześniej nigdy nie było żadnych politycznych demonstracji, a co dopiero demonstracji w obronie osób LGBT+. Przez Polskę przelało się kilka fal demonstracji solidarnościowych, protestów, akcji, oddolnego sprzeciwu. Wreszcie pisowska Polska to także wysyp nowych marszy równości i tysiące ich uczestników, już nie tylko w Krakowie czy Poznaniu, ale także Kielcach, Kaliszu i Sanoku.
Paradoksalnie tej nagonce towarzyszyło więc też poczucie odzyskania głosu w debacie, która przez lata odbywała się ponad naszymi głowami. Chyba nigdy wcześniej media, a czasami nawet i politycy, nie słuchali tak często tego, co mamy do powiedzenia. Dzięki temu nasze elgiebetowe tematy przebijały się do mainstreamu. Oczywiście każdej bardziej kontrowersyjnej akcji, każdej mocniejszej wypowiedzi, ba nawet tańcom pod pałacem prezydenckim, towarzyszył chór upupiaczy, który wiedział lepiej od nas, na co możemy sobie pozwolić i czy nasz wkurw jest wyrażany odpowiednio do sytuacji czy nie (z naciskiem na “nie”). I choć to gozdyrzenie pewnie nigdy do końca nie ustanie, to jednak dziś mamy na to generalnie wyjebane i po prostu idziemy po swoje. I chyba coraz więcej z nas rozumie, że inaczej się po prostu nie da.
Od pierwszych uchwał anty-LGBT minęły już 4 lata i choć kwestie LGBT+ musiały ustąpić miejsca światowej epidemii COVID, kryzysowi na polsko-białoruskiej granicy i napaści Rosji na Ukrainę, to szczucie wcale nie ustało. Wystarczy, że na sylwestrowym koncercie ktoś założy tęczowe opaski i od razu podnosi się wrzawa, a w mediach mamy rewię nienawistników, którzy muszą wyrazić swoje oburzenie szarganiem polskich tradycji.
I choć na takie wykwity homofobii i transfobii reagujemy, jak możemy (i czasem nawet odnosimy na tym polu pewne sukcesy, jak choćby wyroki przeciwko homofobusom) to pamiętajmy, że to margines, nadal głośny i męczący, ale jednak słabnący z każdym rokiem. I z każdym rokiem coraz bardziej absurdalny dla coraz większej części polskiego społeczeństwa. Fali zmian, jakie idą z nowymi pokoleniami, każdym kolejnym coming outem i każdym kolejnym filmem/serialem/grą z postaciami LGBT+, już nie powstrzyma ani Czarnek, ani Ziobro, ani nawet Danuta Holecka.
Nam pozostaje robić swoje, we własnym tempie i tak jak czujemy, pamiętając, że aktywizm ma różne oblicza i każde z nich może być ważne i cenne. I każda osoba może sobie w nim znaleźć przestrzeń na swoje działania.
Petycja • Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji
Mamy prawo protestować!